Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 29 kwietnia 2024 14:17
Reklama
Reklama

Robię to dla rodziny „Dina”. Chcę, żeby poznała prawdę o jego śmierci. Teraz czas abym zrobił rachunek sumienia (część IV)

-Gdybym to wszystko opowiedział wtedy, podczas spotkania w świetlicy z wujkiem „Dina”, dalszy przebieg zdarzeń był do przewidzenia... Byłem wtedy żołnierzem z kilkumiesięczną służbą – mówi pan Krzysztof z Bielska-Białej (na zdjęciu). Publikujemy czwartą część przejmującego rozliczenia z przeszłością pana Krzysztofa, który dzięki portalowi igryfino odnalazł rodzinę Jurka. Obaj panowie byli żołnierzami tego samego plutonu. Grób Jerzego „Dina” znajduje się na cmentarzu w Gryfinie. Mężczyzna zginął od rany postrzałowej, pełniąc wartę na terenie COSSTWiL (Oleśnica) w styczniu 1987 roku.
Robię to dla rodziny „Dina”. Chcę, żeby poznała prawdę o jego śmierci. Teraz czas abym zrobił rachunek sumienia (część IV)

Autor: pan Krzysztof - zdjęcie z książeczki wojskowej

Po tej tragedii wiele się zmieniło

Jak zaznaczyłem, nie wszyscy żołnierze plutonu zgadzali się z moją opinią co do przyczyn, które doprowadziły „Dina” do podjęcia takiej decyzji. Była jeszcze druga, powszechnie znana wersja : „nie wiadomo”. Trzecia nigdy nie istniała.

Po tej tragedii wszystko uległo zmianie. Dowódca plutonu został przeniesiony do innego batalionu, a pomocnik („Rekinek”) do innego plutonu. Pluton 95 zaczął być traktowany w podobny sposób jak inne. Mieliśmy więcej snu, mniej dodatkowych zajęć. 

 

Pytania wciąż aktualne

1) Jeżeli wcześniej wszystko było dobrze, to dlaczego dokonano tych wszystkich zmian po śmierci „Dina” ?

2) Jeżeli wszystko było OK, to dlaczego doszło do sprawdzenia rzeczy „Dina”, zanim na miejscu pojawił się prokurator? Co niby miało być w liście pożegnalnym (pamiętniku), skoro wszystko było dobrze ?

3) Dlaczego przed spotkaniem z wujkiem „Dina” spotkał się z nami dowódca batalionu, ostrzegając nas przed nieprzemyślanymi wypowiedziami? Czego się obawiał?

Śmierć człowieka to bardzo poważny argument do zastanowienia się nad występowaniem ewentualnych nieprawidłowości. Jednak już wcześniej można było zauważyć bardzo niepokojące sygnały, których przyczyny zostały przecież jednoznacznie zdefiniowane.

Nie jadłem przez pięć dni. Nie piłem w tym czasie soczków i płynów energetyzujących, tylko to, co było podawane na stołówce. Nie leżałem na materacu pod kocem, tylko intensywnie ćwiczyłem jak każdy inny żołnierz. Przy tym wszystkim mało spałem (co wynikało z zajęć plutonu). To była głodówka na poważnie, a nie show w celach propagandowych, które czasami widzę w TV.

Czy to nie był wystarczający powód, żeby już na tym etapie coś zmienić?

 

Miałem żal do dowódcy plutonu

Po tym wszystkim największy żal miałem do dowódcy plutonu. Po rozmowie ze mną mógł porozmawiać z pomocnikami. Wyjaśnić: „Powinniście odpuścić trochę 95, bo jednemu już zaczyna odbijać, przestał jeść, a ja nie chcę problemów” - albo coś w tym stylu. Nie zrobił tego. Wręcz przeciwnie. Dokręcił mi śrubę. To, że musiałem robić cegłę (opisałem to), zdarzyło się co najmniej za wiedzą i przyzwoleniem dowódcy plutonu (jeżeli nie było to jego polecenie). Podoficer, z własnej inicjatywy (bez zgody), nie odważyłby się.

 

Jak zareagowałbym, gdybym był obciążony takimi służbami jak Dino?

Ktoś może powiedzieć, że to była tylko głodówka. Coś mało znaczącego w stosunku do ostatecznych decyzji. Nie można tego porównywać. Tak, to prawda. Ja „tylko” prowadziłem głodówkę … ale ja dodatkowo nie zaliczałem dwóch służb tygodniowo na stołówce. Gdybym został dodatkowo obciążony takimi służbami, to pewnie moja reakcja byłaby proporcjonalnie poważniejsza. Jaka? Nie wiem...

*******************

Pogrzeb „Dina”

Jeżeli chodzi o pogrzeb, to żołnierze zostali starannie wybrani. Chciał jechać cały nasz pluton, ale widocznie przełożeni mieli obawy. Kilku żołnierzy było z naszego plutonu, reszta była z innych plutonów kompanii. Niektórzy nawet nie kojarzyli „Dina”, co dla przełożonych było korzystne. Istniały obawy, że przebieg ceremonii może zostać w jakiś sposób zakłócony. Pod wpływem emocji ktoś mógł coś powiedzieć… albo zrobić.

Na pogrzebie był dowódca batalionu. Ten sam, który ostrzegał nas przed rozmową z wujkiem „Dina”. Bał się tego wyjazdu. To dlatego na pogrzebie pojawili się panowie po cywilu. To byli funkcjonariusze SB /informacja od kolegów/.

**********************

Efekty pracy prokuratury

Jakiś czas po tragedii, na zbiórce plutonu pojawił się dowódca batalionu. Ujawnił nam efekty pracy prokuratury w sprawie śmierci „Dina”. Wyjaśnił, że badaniu został poddany jego brulion. Kiedy rysował na jednej kartce, na tej będącej pod nią, tworzył się odcisk oryginału rysunku. Okazało się, że „Dino” miał narysować odwrócony krzyż, będący znakiem satanistów.

Nikt z nas nie musiał powstrzymywać się od śmiechu, bo temat był zbyt poważny. Każdy z nas rysował na (nudnych) zajęciach krzyże, kwadraty i bardziej złożone elementy (domki, kwiatki). Zaraz po powrocie do sali, jeden z kolegów skomentował: „Mogli obrócić kartkę o 180 stopni, to krzyż byłby prawidłowy, a nie odwrócony”. Nie rozmawialiśmy na ten temat, bo nikt tego nie wziął na poważnie.

**************

Ja spałem. „Dino” miał służbę, kolejną służbę

Starałem się opisywać nie tylko zdarzenia ale także towarzyszące emocje. Uważam to za ważne. 

Tuż przed tragedią siedziałem w ogrzewanej świetlicy. Oglądałem film. Chciałem go obejrzeć, bo sobota była jedynym dniem na coś takiego. W ciągu tygodnia mogłem oglądać tylko dziennik TV. Bardzo chciałem… ale byłem tak zmęczony całym tygodniem, że nie potrafiłem się skoncentrować na tyle, żeby w ogóle zrozumieć cokolwiek z tego filmu. Odpuściłem, poszedłem spać ze świadomością, że najbliższe 8 godzin spokojnie prześpię.

W tym samym czasie zbliżała się druga godzina, kiedy „Dino” stał na kilkunastostopniowym mrozie. Za chwilę miał wrócić na wartownię. To nie oznaczało, że się położy spać na (przysługujące) dwie godziny. Nie było wiadomo, jaką decyzję podejmie „Rekinek” w związku z sytuacją na odprawie wart. W ogóle „Dino” nie wiedział, ile czasu przez tę noc będzie odpoczywał (w jakikolwiek sposób – np. siedząc przy stole). Jedyne czego mógł być pewnym, to tego, że po godzinie 6 rano już się nie położy, bo regulamin na to nie zezwala.

Do tego należałoby jeszcze dodać, że noc poprzedzającą (z piątku na sobotę) ja przespałem podobnie jak większość plutonu, pełne 8 godzin. Wyjątkiem w plutonie był „Dino”, który miał służbę na stołówce. Spał nie więcej niż 5 godzin.

Człowiek tak zmęczony jak „Dino” nie mógł myśleć racjonalnie…

 

 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama