Jako że nie bylem podczas wręczania akredytacji, muszę się zdać na relację redaktorów Tamary Szymańskiej i Ryszarda Kwapisza. Krytycznie o rekonstrukcji wypowiada się też redaktor Maria Piznal, której artykuł pod tytułem "Kontrowersyjna inscenizacja" ukazał się w poniedziałkowym Kurierze Szczecińskim. Gdy tuż przed uinscenizacja przyszedłem na plac rekonstrukcji widziałem jak Mieczysław Sawaryn, niczym pierszy sekretarz, odgrodził się barierkami od widzów i ze swoim zapleczem politycznym ogladał widowisko. Ale kontrowersje były już wcześniej, o czym pisze w dzisiejszych 7 Dniach Gryfina Ryszard Kwapisz:
Problemy z akredytacją
W dniu bitwy mieliśmy się stawić o godz. 14.20 koło Rybakówki by odebrać akredytacje. Pojawiliśmy się w liczbie kilkunastu osób. I co? I nic. Staliśmy na wietrze prawie pół godziny, gdyż brzuchaty ochroniarz nie chciał nas wpuścić do Rybakówki. Bo nie mieliśmy akredytacji. A urzędnik miał je przy sobie, tylko nie mógł ich wydać, bo trzeba mu koniecznie podpisać dokument, żeby akredytacja została odebrana. Do tego potrzebny był stół... wewnątrz Rybakówki. W końcu nawet spokojna pani Tamara się zdenerwowała, ale ochroniarz nie miał pozwolenia od swego szefa na wpuszczenie nas bez akredytacji i nie dał się jej przepchnąć. Zrobiło się tak gorąco, że w końcu urzędnik "pękł" i wydał nam zawieszki, ale papiery i tak trzeba było podpisać. W jakich warunkach – widać na zdjęciu. A było to oświadczenie o przekazaniu praw autorskich, którego w tych warunkach dokładnie przeczytać było nie sposób! Papier był przygotowany w ostatniej chwili o czym świadczy choćby to, że w rubryce "nazwisko i imię" tylko Chińczyk mógłby je zmieścić. Jakby było mało, każdy z nas dostawał jeszcze trzy stronicowy dokument o... spełnieniu przez organizatora przepisów RODO!
To nie wszystko!
Pracownik Urzedu Miasta i Gminy w Gryfinie przesłał informację, aby przesłać mu zdjęcia zrobione podczas inscenizacji...
Wrócmy jednak do samej inscenizacji.Jedni bylli ogrodzeni i pilnowani przez ochroniarzy, a inni musieli siedziec na asfalcie (patrz zdjecie). O tym pisze też red. Ryszard Kwapisz: Oczywiście, grzecznie poszliśmy szukać dobrego miejsca. Jedni biegali z aparatami z jednej strony placu na drugą. Dwaj z nas po prostu usiedli na jezdni (nie pierwszy raz w życiu, taka praca), by nie zasłaniać widoku publiczności.
Inne smaczki w nowym wydaniu 7 Dni Gryfina.
Napisz komentarz
Komentarze