Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
wtorek, 30 kwietnia 2024 08:24
Reklama
News will be here
Reklama

Matka Polka feministka

A gdybyście pewnego dnia dowiedzieli się, że nie macie szans na naturalne poczęcie? A gdybyście musieli zawalczyć o życie własnego dziecka? A gdybyście musieli nagle sami wychować trójkę dzieci…
Matka Polka feministka

-Myślę, że jest wielu ojców, którzy robią fantastyczną robotę. Pokazują mądre, cierpliwe i zaangażowane rodzicielstwo. Ja poznałam wielu takich mężczyzn. Najczęściej są to panowie, którzy uczyli się tego na swoim przykładzie, razem z żonami, partnerkami. Bo nasi ojcowie wychowywani byli w zupełnie innych czasach i inaczej postrzegali swoją rolę w rodzinie. Byli często ojcami pracującymi, nie chcę generalizować, ale myślę, że gdyby dokładnie to zbadać, okazałoby się, że więcej panów przyjmowało w rodzinie taką rolę. Skąd więc dzisiejsi ojcowie mieli brać wiedzę o rodzicach zaangażowanych, dbających o bliską więź z dzieckiem? Nawet bardzo małym. Ale – co było dla mnie świetnym doświadczeniem – znam wielu zaangażowanych tatów także z tego starszego pokolenia. I tacy pojawiali się w audycji. Ojcowie, dziadkowie, a nawet pradziadkowie. Jeden z nich wychowywał swojego prawnuka, gdy wnuczka była w pracy. Po tej rozmowie dostałam sporo listów, wspomnień wnuków z podobnym doświadczeniem. I właśnie zauważam, jak do tego grona dziś dołączają kolejni panowie.

 

-Spośród setek godzin audycji, wielu spotkań, opisała Pani historie 18 rodzin. Czym się Pani kierowała przy wyborze swoich rozmówców?

-Oczywiście w pierwszej kolejności kierowałam się intuicją. Szukałam historii, które mogą „pomóc”, podpowiedzieć, wskazać drogę. Z ich bohaterami można się utożsamiać. Gwarantuję, każdy znajdzie fragmenty, które zna ze swojego doświadczenia. Już teraz dostaję mnóstwo znaków, że to są opowieści znane, podobne mechanizmy. Ot choćby opowieść o tym, jak mama nie mogła się pogodzić z tym, że nie udało się córeczki karmić naturalnie. Znam dziesiątki takich historii z bardzo bliskiego otoczenia. Albo o samodzielnym rodzicielstwie, albo o tym, co z własnego dzieciństwa wnosimy do związku i relacji z dzieckiem. To reportaże, łatwo znaleźć te punkty wspólne. Nie daję rad – to chcę podkreślić – nie oceniam bohaterów, absolutnie, pokazuję, jak oni sobie poradzili, co oni zrobili. No, nawet nie tyle pokazuję, co oni o tym opowiadają.

 

-Niektóre z rozmów, które Pani przeprowadziła, były bardzo trudne i angażujące, nierzadko bolesne dla Pani rozmówców. Jak Pani sobie radzi z bagażem emocjonalnym, który niosą takie rozmowy?

-Z perspektywy czasu myślę, że jest we mnie tyle wdzięczności, że rozmówcy „darują” mi swoje historie, intymność, że ta wdzięczność mnie niesie. Często po publikacji jeszcze dopytuję o odczucia rodzica, czy tak to chciał przekazać, czy czuje się dobrze z tym, że rozmowa wybrzmiała, że siebie usłyszał. Bo opowiedzenie historii to jedno, wsłuchanie się w swój głos to dużo większe wyzwanie. Na szczęście inni słuchacze zawsze doceniali szczerość, dzwonili do radia, a dziś publikują swoje komentarze na stronie internetowej. I to w 99 procentach są pozytywne i wspierające słowa. To bardzo dużo daje. I bohaterom i mnie. No a poza tym sama te historie naturalnie „przerabiam”, rozmawiając z bliskimi. Gdy mam wątpliwości, pytam. Wracam do domu i opowiadam. Gdy jest we mnie strach, mocno do pionu stawia mnie przyjaciółka. Sama też mam prywatną, małą grupę wsparcia.




Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama