Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
niedziela, 28 kwietnia 2024 17:09
Reklama
Reklama

Zadaniem rodziców jest wspierać, ale nie przesadnie motywować

O niespodziewanym spotkaniu z Gianluigi Buffonem, swojej karierze, szkoleniu młodzieży i roli rodzica w rozwoju pasji swoich dzieci opowiada były reprezentant Polski, Marcin Adamski. W rozmowie towarzyszy mu młodszy syn i utalentowany następca, 13-letni Filip.
Zadaniem rodziców jest wspierać, ale nie przesadnie motywować

Nigdy nie ukrywał pan, że pańskie największe atuty piłkarskie były związane z motoryką i cechami wolicjonalnymi, a nie wyjątkowym wyszkoleniem technicznym. A jakimi piłkarzami są synowie?

- Można powiedzieć, że u nich wygląda to całkowicie odwrotnie (śmiech). Zawsze, kiedy dziennikarze pytali o moje mocne strony, to te cechy, które pan wymienił, przychodziły do głowy jako pierwsze, bo taka też była prawda. Natomiast na chłopaków aż miło patrzeć - swoboda w operowaniu piłką, naturalna koordynacja ruchowa. Mogę tylko ubolewać, że w moich czasach nie było szkolenia na takim poziomie i wszystko opierało się na charakterze. Chłopak, który był bardziej wytrwały mógł coś osiągnąć, a ten bez odpowiednich cech charakteru rezygnował z gry w piłkę. Dzisiaj szkolenie wygląda zupełnie inaczej. Synowie wiedzą, co zrobić z piłką, potrafią zagrać wewnętrzną i zewnętrzną częścią stopy, swobodnie poruszają się po boisku. Kiedyś kolega z przodu krzyknął, to grało się byle do przodu, byle pod bramkę rywala. Dziś pracujemy nad boiskową inteligencją, uczymy dzieci jak najwięcej myśleć, przez co treningi piłkarskie to nie tylko rozwijanie umiejętności sprawnościowych, ale też kreatywności.

To zapytam jeszcze samego zainteresowanego. Jakie są Twoje najmocniejsze strony?

FA: Ja siebie nie oceniam, od tego są inni.

I prawidłowo. Jak więc oceniają Cię inni?

- Czasami słyszę, że jestem szybki. Czasami, że dobrze drybluję, a czasem, że potrafię strzelić ładną bramkę.

Masz już na koncie swoje pierwsze piłkarskie sukcesy. W zeszłym roku zostałeś wybrany najlepszym piłkarzem wojewódzkich finałów turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” w Wielkopolsce. Jak wspominasz ten turniej i swój indywidualny sukces?

Było bardzo fajnie. Zagraliśmy w finale, ale niestety przegraliśmy i nie awansowaliśmy do finału ogólnopolskiego rozgrywanego w Warszawie. Mimo tego wspomnienia są pozytywne i było to super doświadczenie.

Zazdrościłeś finałowym rywalom wyjazdu do Warszawy i gry na Stadionie Narodowym?

- No tak, trochę im zazdrościliśmy. Mam nadzieję, że w przyszłości uda się jeszcze zagrać na tym stadionie.

Panie Marcinie, przed rokiem podczas eliminacji do turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” mówił pan, że zazdrości takich imprez dzisiejszemu pokoleniu. Pan jako nastolatek mógł o udziale w takim turnieju tylko pomarzyć.

MA: Dokładnie, kiedyś nie było turniejów jak ten. Za moich czasów takich imprez było zdecydowanie mniej i może dlatego doskonale pamiętam każdą z nich. To było ogromne przeżycie, turniej wiązał się z emocjami i często fajnym wyjazdem z rodzinnego miasta. Dziś okazji do rywalizacji z rówieśnikami jest dużo więcej. Dobrze, że istnieją takie rozgrywki dla dzieciaków, bo to frajda i odskocznia od codziennych treningów.

Pana synowie to utalentowani 13- i 15-latek, ale już na początku rozmowy zaznaczył pan, że wciąż nie wiadomo czy w przyszłości pójdą pana śladem i zostaną profesjonalistami.

- Dopóki cieszą się tym i sprawia im to frajdę, będziemy im umożliwiać trenowanie na odpowiednim poziomie. Jeżeli przestaną tym żyć, to nie będzie przymusu. Dziś najważniejsze są szkoła i odpowiedni kręgosłup moralny, czyli to, co najważniejsze być powinno. Sport jest bardzo fajny, kształtuje charakter i dobrze wpływa na zdrowie. W przyszłości chłopaki sami wybiorą, co będą chcieli robić w życiu.

Zanim Dawid i Filip trafili do profesjonalnych akademii, ich pierwszym trenerem na pewno był tata, a boiskiem – podwórko czy ogródek przed domem.

- I do dnia dzisiejszego tak jest! Starszy syn chodzi z piłką przy nodze nawet po domu. Mama się denerwuje, bo ściany od lat są wiecznie poobijane (śmiech). Wszyscy to znamy, ja też jestem bardziej wyrozumiały, bo sam tak postępowałem.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama