Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 29 kwietnia 2024 17:49
Reklama
Reklama

Odnalazłem rodzinę Jurka dzięki igryfino. Teraz czas abym zrobił rachunek sumienia (część I)

-Byłem żołnierzem tego samego plutonu, co Jurek. Jego grób znajduje się na cmentarzu w Gryfinie. Data śmierci, imię i nazwisko się zgadza. Od wielu lat chciałem znaleźć rodzinę/znajomych Jerzego. Ten człowiek zginął od rany postrzałowej, pełniąc wartę na terenie COSSTWiL (Oleśnica) w styczniu 1987 roku. Był żołnierzem 95 plutonu, 9. kompanii. Chcę jego bliskim przybliżyć okoliczności śmierci, które nie są im znane. Byłem żołnierzem tego samego plutonu. Portal igryfino pomógł mi nawiązać kontakt z rodziną Jurka. Z panią Czesławą, mamą Jurka oraz jego kuzynem – Andrzejem rozmawiałem 7 kwietnia 2017 r. – wyznaje bardzo wzruszony pan Krzysztof z Bielska-Białej (na zdjęciu).
Odnalazłem rodzinę Jurka dzięki igryfino. Teraz czas abym zrobił rachunek sumienia (część I)

Autor: pan Krzysztof - zdjęcie z książeczki wojskowej

Warta inna od wszystkich

Obowiązującą zasadą na kompanii było, że na wartę idzie cały pluton. Jeżeli ilość żołnierzy nie wystarczała do pełnego obsadzenia warty, wówczas dołączali żołnierze z innego plutonu. W przypadku TEJ warty, na którą poszedł "Dino", było nieco inaczej. Jeden żołnierz z plutonu nie został wyznaczony. Tym żołnierzem byłem ja.

Dlaczego ?

Na krótko przed wartą zakończyłem protest głodowy. To nie było nic takiego, co pokazują czasami w TV. Ja autentycznie nie jadłem niczego. Piłem tylko to, co podawali do picia na stołówce, trzy razy dziennie (kawa, herbata, mleko, rozwodniony kompot - kubek lub pół, ile podali). W pierwszy dzień mojego protestu, jeden z kolegów (sympatyczny chłopak z Ożarowa, imienia nie pamiętam, pseudonim "Strażak"), zapytał, dlaczego nie jem? Odpowiedziałem, że nie jestem głodny. Zapytał, czy może zjeść moje drugie danie. Oczywiście, zgodziłem się. Kolacji nie tknąłem, podobnie jak śniadania dnia następnego. Drugiego dnia, gdy "Strażak" skończył swój obiad, spojrzał na mój talerz. Nic nie mówił. Sam zaproponowałem: jak masz ochotę, to częstuj się, ja nie jestem głodny. Nic nie odpowiedział, skinął przecząco głową. Wiedział już o co chodzi.

Protest głodowy

Przez kolejne dni moje porcje jedzenia w całości wędrowały do koryta z żarciem dla świń. Przy tym wszystkim brałem udział we wszystkich ćwiczeniach, jak każdy inny żołnierz. Po pięciu dniach moje usta i okolice oczu zaczęły sinieć. Zacząłem wyglądać jak jakiś zombie. Wezwał mnie dowódca plutonu, pytając o przyczyny mojego zachowania. Nie mogłem powiedzieć wprost, zostałbym natychmiast ukarany. Wyjaśniłem, że nie czuję potrzeby jedzenia, co może wynikać z nienaturalnie wysokiego poziomu stresu w naszym plutonie.

Później wyjaśniłem, że nasz pluton jest traktowany szczególnie w kompanii. Cały czas jesteśmy wyznaczani do zadań, które ograniczają czas naszego snu. Nie mamy kiedy odpocząć, bo jak nie jesteśmy budzeni do odśnieżania, to mamy zajęcia nocne ... a jak się wydaje, że w końcu możemy spokojnie odpocząć, to jak na złość tej nocy jest alarm na całej kompanii... Jesteśmy wyznaczani do zadań jako pierwsi, a kiedy przychodzimy na stołówkę (po wykonaniu zadania) jako ostatni, zmarznięci, to kawa ma co najwyżej temperaturę pokojową, czasami jest całkowicie zimna...

 

Nie oczekiwałem żadnych przywilejów. Chciałem jedynie, żeby nasz pluton był obciążony w podobny sposób, jak pozostałe.

Wówczas dowódca plutonu wyjaśnił mi zależności występujące pomiędzy "pomocnikami" (wyżej je opisałem). Wcześniej sobie z tego nie zdawałem sprawy. Dowiedziałem się, że w tym temacie, to on nie może niczego zmienić...

Cegła do zrobienia

Byłem zrezygnowany. Odpuściłem. Tego samego wieczora zjadłem kolację. Po powrocie na kompanię, po capstrzyku nie położyłem się spać. Dostałem "cegłę do zrobienia". To w ramach "doceniania za opór". Chodziło o to, żeby w ramach "uzupełniania porządków" czyścić posadzkę w toalecie, pocierając o nią cegłą. Zadanie miało zostać uznane za wykonane, kiedy cegła zostanie na tyle starta, że pozostałość zmieści się w pudełku po zapałkach. Używałem dużo wody. Moczyłem cegłę, żeby była bardziej miękka, łatwiej się ścierała. Po godzinie odpuściłem. Wiedziałem, że tego zadania do rana nie wykonam. Obojętnie pocierałem cegłą o posadzkę. Podoficer przyszedł do mnie o 3 nad ranem. Powiedział, że mogę iść spać...

Mnie nie wyczytali

Na zbiórce plutonu, dowódca zapytał mnie, czy czuję się na siłach, żeby pójść na wartę. Odpowiedziałem, że czuję się bardzo dobrze i nie mam zamiaru strzelać do kolegów. Chwilę się wahał. Nic nie powiedział. Wieczorem został odczytany rozkaz, w którym wyznaczono żołnierzy do pełnienia służby wartowniczej. Wśród tych żołnierzy mnie nie było...

***************

Problem z zaakceptowaniem rzeczywistości

Nie napisałem o sobie dlatego, żeby po latach żalić się na jakieś złe warunki itp. Chcę jedynie wskazać w ten sposób, że "Dino" nie był jedyną osobą w plutonie, która miała problem z zaakceptowaniem otaczającej rzeczywistości. Każdy z nas był wkurzony na to "specjalne" traktowanie naszego plutonu. Każdy starał się to odreagować w jakiś tam sposób. Jedni siarczyście przeklinali w każdej możliwej chwili ... inni szukali konfliktów z żołnierzami innych plutonów. Ja swoją formę odreagowania (protestu) opisałem.

"Dino" był inny. Potrafił zamknąć się w sobie. Czasami było widać po jego ruchach, mimice twarzy, barwie głosu, że ... jest na jakiejś krawędzi. Za chwilę może wybuchnąć w jakiś niekontrolowany sposób. Nigdy nie wybuchał. Chociaż powodów miał nieco więcej, niż każdy inny żołnierz naszego plutonu (o tym w drugiej części).

cdn...



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama