Droga Redakcjo,
Miałam przyjemność (choć nie wiem, czy to odpowiednie słowo) obejrzeć transmisję z uroczystego podpisania grantów w Mieszkowicach. Wydarzenie to, jak się dowiedziałam, było „historyczną chwilą”, a jego ranga wymagała wyjątkowej oprawy – plenerowej scenerii przy pomniku. Jak powiedział pan burmistrz Krzysztof Tkacz:
„Chcieliśmy, żebyście państwo zapamiętali nasze Mieszkowice. Mieszkowice słyniemy tutaj z pomnika, dlatego uznaliśmy, że podpiszemy granty inaczej – na zewnątrz, w plenerze, a nie w pomieszczeniu. Jest to dla nas historyczna chwila – dostaliśmy te granty…”
Muszę przyznać, że to było widowisko godne uwagi – choć nie koniecznie z powodów, jakie zamierzano. Oto granty, które otrzymujemy cyklicznie od lat, tym razem zostały uczczone niemal jak lądowanie na Księżycu. Brakowało tylko fanfar i czerwonego dywanu.
Rozumiem, że pomnik to nasza lokalna chluba, ale czy naprawdę musimy celebrować wszystko właściwie tam? Jeśli granty to „historia”, to co zrobimy, gdy kiedyś zakończymy poważną inwestycję?
Skoro już zaczęliśmy przenosić wydarzenia w przestrzeń publiczną, może kolejnym krokiem będą obrady sesji rady pod lipami – z widokiem na pomnik oczywiście. Przecież z niego słyniemy. A może transmisja z drona i orkiestra dęta w tle?
A ja…ja bym bardzo chciała, żeby Mieszkowice wreszcie zaczęły słynąć z czegoś więcej niż tylko pomnika i plenerowych podpisów. Marzy mi się, żebyśmy byli znani z inwestycji, rozwoju, nowoczesnej infrastruktury – nie z tego, że udało się dostać dofinansowanie, o które stara się większość gmin.
Z niecierpliwością czekam na kolejne inicjatywy. W końcu w Mieszkowicach wszystko może mieć swoją „historię” i „chwilę”, a my mieszkańcy mamy okazję uczestniczyć w tych niecodziennych spektaklach.
czytelniczka (imię i nazwisko do wiadomości redakcji)
List nawiązuje też do naszej relacji z wydarzenia podpisania grantów tu:







Napisz komentarz
Komentarze