Zasada dwóch kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, wprowadzona przez PiS w 2018 roku, miała na celu zerwanie z lokalnymi układami i „wpuszczenie świeżej krwi” do samorządów. Przepisy te, które wydłużyły jednocześnie kadencję z czterech do pięciu lat, oznaczają jednak, że dla wielu obecnych włodarzy ( w tym powiatu gryfińskiego, bo w 5 na 9 gmin) ta kadencja będzie ostatnią. Politycy pracują nad odwróceniem reformy, ale na drodze do zmian pojawiła się kolejna, niespodziewana przeszkoda.
Konsekwencje dla włodarzy gmin powiatu gryfińskiego
Od momentu wprowadzenia zasady dwukadencyjności ustawa budziła ogromne kontrowersje. Przeciwnicy, w tym liczni samorządowcy i politycy Koalicji Obywatelskiej, alarmowali, że przepisy te ograniczają prawa konstytucyjne obywateli. Zwolennicy bronili reformy, przekonując, że samorząd lokalny potrzebuje regularnych zmian i nowych pomysłów, aby uniknąć stagnacji.
Obecnie, konsekwencje tej ustawy stają się faktem. Oznacza to, że dla włodarzy takich jak Mieczysław Sawaryn (Gryfino), Barbara Rwecka (Chojna), Paweł Wróbel (Widuchowa), Bartosz Wróbel (Trzcińsko-Zdrój) oraz Arkadiusz Agustyniak (Banie), obecna kadencja jest ostatnią, po której z mocy prawa stracą możliwość ubiegania się o reelekcję na swoje stanowiska.
Bitwa o nowelizację i niespodziewany sojusz
Mimo zapowiedzi o konieczności zmiany, prawo przez długi czas pozostawało nienaruszone. Dopiero niedawno PSL zdecydowało się na zdecydowany krok, przygotowując projekt ustawy mający na celu odwrócenie reformy PiS.
Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier, szef MON i prezes PSL, ogłosił gotowość do walki o zniesienie dwukadencyjności.
– Zrobimy wszystko, aby – tak jak przekonywaliśmy naszych partnerów w koalicji rządowej i inne partie w Sejmie – przekonać prezydenta Karola Nawrockiego. Jesteśmy otwarci na rozmowę, na dialog, na szukanie rozwiązania, które zapewni pełną demokrację, wolność wyboru, poszanowanie wspólnoty lokalnej i zagwarantuje jej bezpieczeństwo – mówił niedawno Władysław Kosiniak-Kamysz. Dodał również, że jeśli nowelizacja nie zostanie przyjęta, jego partia złoży analogiczną propozycję przepisów dotyczących parlamentarzystów.
Choć pomysł PSL mógłby liczyć na poparcie części posłów KO, wydawało się, że w Sejmie i tak może przepaść z powodu braku szerszej większości. Sytuacja uległa zmianie w sposób niespodziewany, gdy Nowa Lewica zapowiedziała swoje poparcie dla zmian.
Włodzimierz Czarzasty, współprzewodniczący Nowej Lewicy, ogłosił w Polsat News, że klub, po długiej dyskusji z samorządowcami (w tym z dziewięcioma prezydentami miast), przyjął stanowisko za nieograniczaniem kadencji. Mimo, iż przyznał, że część działaczy miała inne zdanie, finalnie oświadczył: – ...projekt dotyczący zniesienia dwukadencyjności będziemy popierali. To znacząca zmiana, biorąc pod uwagę jego wcześniejszy dystans i lipcowe słowa: – Niech Polskie Stronnictwo Ludowe złoży ten projekt. Jak go zobaczę, to będę mógł się wypowiedzieć.
Hołownia stawia weto
Szersze poparcie Koalicji 15 Października wydawało się gwarantować większości w Sejmie i dawało nadzieję włodarzom zagrożonym przez ustawę. Jednak dzisiaj, podczas konferencji prasowej marszałka Sejmu Szymon Hołownia powiedział, że jest przeciwko zmianom. Powiedział, że do takiego głosowania będzie namawiał cały Klub Polski 2050.
Ta informacja, prosto z ust marszałka Sejmu, stawia przyszłość nowelizacji pod dużym znakiem zapytania. Sprzeciw Hołowni oznacza, że projekt, mimo wsparcia PSL i Nowej Lewicy, może nie uzyskać większości niezbędnej do przyjęcia.
Dla włodarzy i wyborców gmin Gryfino, Chojna, Widuchowa, Trzcińsko-Zdrój oraz Banie – a także wielu innych w Polsce – stanowisko marszałka oznacza, że zasada dwóch kadencji najprawdopodobniej pozostanie w mocy. Wielu wójtów i burmistrzów straci posadę po tej kadencji, a „świeża krew” – niezależnie od oceny dotychczasowych rządów – musi szykować się do przejęcia władzy. Walka o wolność wyboru na szczeblu lokalnym trwa, ale z każdą taką deklaracją staje się coraz trudniejsza.







Napisz komentarz
Komentarze