Decyzja, która zapadła prawdopodobnie w gabinetach gminnych, to podręcznikowy przykład tego, jak brak elementarnej świadomości ekologicznej prowadzi do kuriozalnych rozstrzygnięć. Ich skutki odczujemy wszyscy – i to przez lata.
Mit „bezpiecznego” cięcia
Powszechnym, choć błędnym przekonaniem jest, że „drzewo przycięte to drzewo bezpieczne”. Rzeczywistość jest odwrotna. Zgodnie z wiedzą dendrologiczną, bezpieczna ingerencja w strukturę drzewa nie powinna przekraczać 15% objętości jego korony.
W Mieszkowicach posunięto się do ekstremum, usuwając niemal 100% ulistnienia.
Skutki tej decyzji są dewastujące:
Głód biologiczny: Liście to fabryki energii. Pozbawienie kilkusetletniego drzewa korony to jak odcięcie dostępu do pokarmu. Roślina zostaje skazana na powolne zagłodzenie.
Iluzoryczne bezpieczeństwo: Ogłowione drzewo staje się bardziej podatne na infekcje grzybowe i gnicie od środka. Nowe pędy (tzw. wilki), które wyrosną w miejscu cięcia, są osadzone płytko i słabo związane z pniem. W efekcie, za kilka lat, takie drzewo będzie stanowiło znacznie większe zagrożenie przy silnym wietrze niż przed „zabiegiem”.
Klimat i estetyka w ruinie
Plac Wolności stracił swój najważniejszy atut – mikroklimat. W dobie coraz bardziej upalnych lat, potężne korony lip były naturalną klimatyzacją. Radykalne cięcia drastycznie zmienią odczuwalną temperaturę na rynku, zamieniając go w kolejną „patelnię”.
Zamiast estetycznego symbolu historii miasta, straszą dziś kikuty, które są bolesnym pomnikiem ignorancji.
Finansowa pułapka na koszt podatnika
Jeśli argumenty przyrodnicze nie trafiają do decydentów, warto pochylić się nad ekonomią. Prace w Mieszkowicach zaangażowały ciężki sprzęt i kilku pracowników. To jednak dopiero początek wydatków.
Pielęgnacja ogłowionego drzewa to studnia bez dna.
Raz „okaleczone” drzewo wymaga odtąd corocznych, kosztownych przeglądów, usuwania posuszu i korygowania niestabilnych odrostów. To, co mogło być darmową usługą ekosystemową, stało się generatorem kosztów dla gminy.
Podsumowanie
To, co wydarzyło się na rynku w Mieszkowicach, to nie pielęgnacja – to walka z naturą, w której nie ma wygranych. Brak wiedzy i krótkowzroczność doprowadziły do osłabienia płuc miasta i obciążenia publicznej kasy.
Pozostaje pytanie: czy stać nas na taką ignorancję w czasach, gdy każde dorosłe drzewo jest na wagę złota?











Napisz komentarz
Komentarze