O tym, że skarga to może być efekt „jakiejś choroby psychicznej” sugerowała sama dyrektorka, na którą wpłynęła skarga do rady miejskiej. Pominęliśmy tę informację w pierwszym artykule, ponieważ wydawała się nieuprawniona… Ale potem komisja rewizyjna uznała, że skarżąca na dyrektorkę Centrum Kultury… tylko podaje się za pracownika! Wierzą tylko „papierom” i zapewne pani dyrektor (bo tylko z nią rozmawiali), a pokrzywdzonej o dodatkowe wyjaśnienia nawet nie poprosili. O tej politycznej schizofrenicznej sytuacji napisaliśmy tu:
http://www.igryfino.pl/wiadomosci/27453,polityczna-schizofrenia-w-sprawie-umowy-ze-swietli
Robert Ryss, naczelny Gazety Chojeńskiej w ostatnim wydaniu już w tytule napisał wprost „Skarżąca podaje się za pracownika”! Dla niego sprawa jest najwyraźniej przesądzona, ponieważ napisał „w uzasadnieniu uchwały czytamy”! Tymczasem to jest dopiero PROJEKT uchwały, który radni mogą zmienić, mogą też zwyczajnie go nie przyjąć. Ale nie! - Robert Ryss przytacza „uzasadnienie” komisji, ale nie słowa skarżącej. Zdaje się, że on już wyrok wydał! Ten jest zgodny z linią władzy. Można tylko dodać - jak zwykle zrobiono ukłon w stronę władz i można doradzić aby swój periodyk zatytułował „Wieści burmistrza”, bo głównie punkty widzenia władz promuje.
Kolejny polityczny gracz radny Paweł Sławiński wydzwania do skarżącej, wyciąga od niej informacje. Ale w artykule w należącym do niego portalu nie znajdziemy wypowiedzi udzielonej mu przez poszkodowaną. Jest za to cytowanie oskarżenia komisji względem skarżącej.
Najlepiej brać pieniądze za prowadzenie imprez z Centrum Kultury nawet za WOŚP, a potem pisać wiernopoddańcze „artykuły”…
Media zwykle wspierają czytelników i patrzą władzy na ręce. Niestety w naszym powiecie potrafią zrobić z człowieka „wariata”, i to dlaczego: bo spróbował skrytykować władze?
Środowisko w Chojnie jest małe. Wszyscy zainteresowani wiedzą, że Aneta Marynowska pracowała w świetlicy w Krajniku Dolnym. Były artykuły w mediach na ten temat. Lokalni politycy uczestniczyli w imprezach przez nią organizowanych. Potwierdzali to nawet w oficjalnej korespondencji. Wiadomo już teraz, że umowę zlecenie dyrektor Centrum Kultury podpisała jednak z kim innym. Ale za pracownika uważała właśnie Anetę Marynowską! I jeśli po publikacji artykułu dzwoni się do redakcji i tłumaczy, że w piśmie wyjaśniającym do rady miejskiej chodzi o inną „Panią Marynowską”, można to uznać za żart.
Niewiarygodne wydaje się też, że nagle niektórzy „zapomnieli” i udają, iż pani Aneta Marynowska w praktyce była świetliczanką w Krajniku Dolnym (chociaż na umowach zleceniach figurowała inna osoba). Takim niedowiarkom z nagłą „amnezją” zalecałbym badania…








Napisz komentarz
Komentarze