Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
wtorek, 16 grudnia 2025 19:49
Reklama
Reklama
Reklama

Pechowy obiad z wymienieniem kto ile dał

Tym razem sala „Wodnika” ledwie pomieściła wszystkich zaproszonych gości. Organizowany przez Gryfiński Uniwersytet Trzeciego Wieku kolejny, trzeci już tzw. czwartkowy obiad zaplanowano na piątek i w dodatku trzynastego. Do akcji włączyły się Biblioteka Publiczna, Stowarzyszenie „Pokolenia Pokoleniom” i oczywiście Marek Brzeziński, co zagwarantowało „nutkę” elegancji.
Pechowy obiad z wymienieniem kto ile dał

Tematy spotkania to: Przemek Głowa „Książka, drogi, ptaki”, Kuba Kasprzyk i jego książka „Pionierzy Gryfina”, a przewodnim tematem miały być „Dzieci z ulicy Marchlewskiego”.

Przybyli stali bywalcy oraz goście specjalnie zaproszeni. Ilość uczestników dowodzi, że obiady wymyślone przez Urszulę Kwietniewską-Łacny chwyciły i cieszą się zainteresowaniem.

Mnogość tematów zaplanowanych i niezaplanowanych wprowadziły jednak sporo chaosu. Moim zdaniem to książka Kuby i bohaterowie tej lektury powinni być najważniejsi, bo świat tam przedstawiony powoli odchodzi... Natomiast waga tej książki wraz z bohaterami nieistniejącej ulicy podczas piątkowego spotkania została jakby pomniejszona, a nie powinna. 

Przemek Głowa i Marek Brzeziński - świetni  gawędziarze, kochający dużo mówić, świetnie by się  sprawdzili z pożytkiem dla wszystkich na innym tego typu obiedzie. Przypomnienie wcześniejszego  szczecińskiego spotkania z Michałem Książkiem, o Szczecinie, wspomnienie Jana Papugi - pisarza i podróżnika, Klubu „Trzynastu Muz”, chociaż starało się zmieścić w temacie zaplanowanym dla Przemka Głowy, pojawiło się jednak tak trochę znikąd.   

No i wreszcie temat ulic, który zupełnie zdominował obiad. W każdym mieście małym i dużym są ulice i mają nazwy. Nazwy, które nie zawsze i nie wszystkim się podobają. Są wśród nich historyczne, przyrodnicze, związane z zawodami czy z bohaterami, z którymi nie zgadzają się kolejne pokolenia. Zmieniać te nazwy czy nie zmieniać? Ruszać historię czy nie ruszać? Dyskusja Marka Brzezińskiego z burmistrzem Mieczysławem Sawarynem trwałaby jeszcze długo, gdyby nie konieczność przerwy na obiad serwowany w ratach.

Jak już wspomniałam, tym razem do obiadowego spotkania  wkradło się dość dużo chaosu. Za dużo osób i niedoskonałe nagłośnienie powodowało, że sporo uczestników nie słyszało o czym się mówi i  siedziało jak na przysłowiowym tureckim kazaniu. Cała dyskusja była zdecydowanie za długa. Powodowało to znużenie uczestników.

- Jestem po raz drugi, ale chyba więcej nie przyjdę. Nie podobał mi się „atak” na burmistrza w sprawie nadawania nazw ulicom. Nie było to ani miejsce, ani pora na to. Dziwiłem się, bo Marek zawsze jest raczej ok. Nie podobało mi się również potraktowanie Kuby. Był, a jakby go nie było.  Nagłośnienie, niestety bardzo złe. To wina sprzętu – powiedział nam pan Tomek.

Również pani Teresa nie była zadowolona ze spotkania.

– Obiad co najmniej dziwnie podawany. To jakiś nowy zwyczaj serwowania z dużymi przerwami między pierwszym a drugim daniem. Bardzo ładnie, że Ula Kwietniewska-Łacny podziękowała sponsorom, ale wymienianie sum , który ile dał uważam za gruby nietakt – oceniła pani Teresa.

Podobały się koncert Małgorzaty Przybysz i Michała Mazura, wystawa  malarstwa zatytułowana „Ptaki” oraz wystawa miniatur autorstwa Urszuli Kwietniewskiej–Łacny. 

Cóż, przysłowie mówi ,że „dwa grzyby w barszcz to za dużo”, a gdy jeszcze dochodzi piątek i trzynastego, to różnie może się zdarzyć. Mam jednak nadzieję, że kolejne spotkanie będzie bardzo udane.

TWS



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama