– Urodziłem się w Gryfinie i mieszkałem tu do 25 roku życia. Jak każdy chłopak lubiłem grać w piłkę. Pewnego razu zamiast w murek, o tam tego domu (i pan Ryszard pokazuje stojący do tej pory budynek w Wełtyniu) trafiłem w okno i oczywiście wybiłem szybę. Ale proszę sobie wyobrazić, że gospodarz zamiast zrobić mi awanturę, wyszedł i powiedział: „No nie zrobiłeś najlepiej chłopcze, ale trudno. Wstawie szybę i będzie po problemie”. Zachowanie tego człowieka bardzo pozytywnie wpłynęło na moją przyszłą postawę życiową, na mój sposób podchodzenia do wielu spraw. Nigdy o tym nie zapomnę.
Pracowałem w Dolnej Odrze, ale po wypadku moja przygoda z piłką niestety się skończyła. Co czułem? Piłka to było moje życie, moja pasja. W życiu jednak różnie bywa. Za sprawą żony Marii, której nie przeszkadzała moja laska, przeprowadziliśmy się do Pyrzyc i tam mieszkam do dziś.
Minęły lata i nagle dostaję telefon. Pada pytanie: „Masz jakieś swoje stare zdjęcia z czasów, gdy grałeś w Rybaku?”. Poczułem się trochę dziwnie. W pierwszej chwili nie wiedziałem czy chcę wracać do tamtego czasu. Nie oglądamy z żoną często zdjęć, a tu nagle taki powrót. Obudził się gdzieś głęboko ukryty w sercu żal za tym, co mogło być, jak mogło być… Patrzyłem na te swoje zdjęcia. Sześćdziesiąt lat… Dałem fotografie. Wiszą na banerze historii. Tylko czy to na pewno ja?
A teraz znowu razem na tej samej murawie. Podobna piłka. I jak wtedy - czasem ładna pogoda, czasem deszcz. Tylko gdzie się podziały nasze czupryny? I gdzie się podział dawny czas? – opowiada Ryszard Muchorowski, dawny zawodnik i kapitan drużyny.
Niewątpliwie z tamtego okresu pozostały zawodnikom-seniorom dawna werwa, pasja, humor i radość z otrzymanych medali. Dziś po murawie biega nowe pokolenie. Jubileusze są jednak bardzo potrzebne, bo właśnie one tworzą historię.
TWS










Napisz komentarz
Komentarze