W apelu brały udział władze gminy i powiatu, poczty sztandarowe Związku Sybiraków oraz Związku Inwalidów Wojennych. Najważniejszymi uczestnikami byli ci, którzy nigdy nie zapomną łomotania do drzwi oraz rozkazu opuszczenia swoich domów, stacji z wagonami przeznaczonymi do transportu zwierząt oraz drogi, drogi zdawałoby się bez końca. Nie zapomną mrozu, głodu i wyrzucanych ciał towarzyszy, którzy nie przetrzymali trudu podróży. Ci, którzy dojechali, ci, którzy przeżyli i udało im się powrócić, nie zapomną nigdy śnieżnej pustyni, zamieci i tajgi. Syberyjska, nieprzyjazna, tragiczna ziemia na zawsze pozostanie dla nich koszmarnym snem. Niewielu już ich zostało. Przyszli odmówić modlitwę za tych, którzy w zamarzniętej krainie pozostali na zawsze.
Dzisiejsze słowa przypominające o dramacie tamtych lat powinny być skierowane głównie do tych, których… nie było. Nie przybył żaden poczet sztandarowy ze szkół, żadna uczniowska delegacja. Cóż, dla najmłodszego pokolenia to odległa historia. Jednak warto o niej pamiętać.
TWS
W latach 1940-41 w czterech masowych deportacjach z terenów Kresów Wschodnich II RP zostało wywiezionych setki tysięcy ludzi, głównie matki z dziećmi, osoby starsze, rodziny katyńskie. Bez wyroku sądu, zerwani w środku nocy mieli niespełna godzinę, a często i krócej na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, pozostawienie dorobku całego życia i wyjazd w bydlęcych wagonach w nieznane. Po prawie miesięcznej podróży w tragicznych warunkach, głodni i schorowani docierali do miejsc zesłań na dalekiej Syberii czy stepach Kazachstanu. Pierwsza deportacja, która miała miejsce w nocy 10 lutego 1940 należała do najtragiczniejszych. (źródło: http://www.kresyhistorii.pl/)


































Napisz komentarz
Komentarze