Z relacji wolontariuszy pracujących w gryfińskim Kojcu wiadomo, że kota z ul. Flisaczej spod Brico w Gryfinie przywiozła Straż Miejska i zostawiła w PUK-u. Znalezienie zwierzakowi domu często graniczy z cudem. Tym razem się udało i kotka miała być odebrana z tej chwilowej przechowalni.
Tymczasem zamiary niektórych urzędników wobec kotki były zupełnie inne i na ich polecenie zwierzątko zostało wywiezione i porzucone na całkowicie nieznanym mu terenie przy ul. Opolskiej. Bezmyślna i nieprzemyślana decyzja tych urzędników zbulwersowała wolontariuszy i osoby opiekujące się zwierzakami.
Wiele osób powie: nic się nie stało. To tylko kot, da sobie radę. Nieprawda.
- Zgodnie z umową przyjechałam zabrać bezdomna kotkę i dowiedziałam się, że została… wyrzucona. Jestem oburzona! Uważam za skandaliczne takie zachowanie osób zobowiązanych z racji swojej pracy do udzielenia pomocy i na pewno nie zostawimy tak tej sprawy. Jak można być tak niekompetentnym?! Zbliża się zima i kotka na pewno nie przeżyłaby bez pomocy, a w tej sytuacji nie mogła na nią liczyć – opowiada oburzona pani Ewa.
Co na to Nina Major, naczelnik Wydział Gospodarki Komunalnej, Mieszkaniowej i Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta i Gminy w Gryfinie?
- Owszem, wydałam polecenie wypuszczenia kota, ale w tym miejscu, z którego go zabrano. Przypuszczałam, że nie jest bezdomny. Miałam wrażenie, że jest dobrze utrzymany. Mógł na przykład wyjść z domu i się zgubić. Istniała możliwość, że właściciel go szuka. Niestety zupełnie nie rozumiem dlaczego kota pozostawiono w zupełnie innym terenie. Przez dwa dni jeździłam po okolicy, szukając tej kotki. Jest mi naprawdę przykro, że tak się stało. Wynikło nieporozumienie. Staramy się pomagać kotom. Wystawiane są budki. Spółdzielnie raczej nam nie pomagają. Karmiciele otrzymują środki antykoncepcyjne. Płacimy za leczenie kotów. Niestety nie ma szans na schronisko, więc koty przebywają w hotelu dla zwierząt, co nie jest ani proste, ani tanie. Naprawdę sytuacja jest trudna, ale robimy co możemy, żeby pomóc – mówi naczelnik Nina Major.
Kota prawie przez dwa tygodnie szukali również wolontariusze. Była nikła nadzieja, że zwierzę żyje. Okazało się, że żyje! Kotka powróciła pod Brico, gdzie jakiś dobry człowiek ją dokarmiał. Teraz szczęśliwa jest już w domu u pani Ewy. Wolontariusze bardzo się cieszą, że cała historia taki miała finał.
Skończyło się dobrze, ale nie do końca, bo problem pozostał. Osobom, które tak bezmyślnie wypuściły kotkę i nie wypełniły dokładnie wydanego im polecenia, na pewno ta sprawa nie zakłóca snu.
Cóż, okazuje się, że myślenie i człowieczeństwo w każdej sprawie jest bardzo potrzebne, a opieka nad naszymi braćmi mniejszymi to nasz obowiązek, nie łaska.
Jeszcze raz wyjaśnię, kto tego nie rozumie: należy odróżnić koty wolno żyjące od bezdomnych. Wolno żyjące to te, które znają swój teren z „dziada, pradziada” i przy pomocy człowieka jakoś sobie radzą. Natomiast kot bezdomny to ten, który został wyrzucony z domu, zabłądził lub zgubił się i on sobie nie poradzi. Jest przerażony. Przeganiany przez zasiedziałe koty, nie wie jak zdobyć choć skrawek chleba.
Prośba do wszystkich - nie zapominajmy o ptakach, kotach, psach. To czujące i czy to się niektórym podoba czy nie - po swojemu myślące stworzenia.
TWS











Napisz komentarz
Komentarze