W tych małych sklepach można kupić niemal wszystko: pościel, ręczniki, firany, ubrania męskie, damskie i dziecięce. Na sztuki i na wagę. W promocji i z obniżką. Rzeczy są czyste, ładnie wyeksponowane.
Często nasuwa się pytanie czy sklepy tego typu zdają jeszcze egzamin, skoro w innych miejscach można kupić odzież nową i to czasami nawet tańszą aniżeli w ciuchlandach. Kim są stali klienci i czego szukają?
- Przychodzą różni ludzie. Ci z grubszym portfelem i ci liczący każdy grosz. Oczywiście większość to kobiety. Mamy dla swoich pociech wybierają ciuszki, które są zdecydowanie tańsze aniżeli w normalnych sklepach. Wiele osób poluje na markowe, oryginalne ciuchy. To często pracownicy kultury, plastycy, artyści – opowiadają ekspedientki.
- Ja mam swoich stałych klientów. Wiele osób przyjeżdża z wiosek. Szukają ubrań i butów do pracy - opowiada pani Krysia, właścicielka malutkiego sklepiku w Gryfinie. – W zeszłym roku było trochę lepiej. Teraz nie mogę w ciągu miesiąca uskładać na dzierżawę. Towar bardzo podrożał i ciekawych rzeczy coraz mniej. Chciałabym chociaż do emerytury dociągnąć, ale nie wiem czy dam radę – dodaje pani Krysia.
Młody człowiek jest zadowolony. Kupił za niewielką cenę bardzo ładną kurtkę. Pani Wanda za parę złotych kupiła firanki. – Czy są potrzebne? Pewnie, że są. Mnie nie stać na zakupy w butikach –odpowiada.
Pomimo tego, że nie wszyscy są zachwyceni tego rodzaju handlem, dla wielu ludzi jest on jedynym źródłem utrzymania. Często spacerując po mieście widzimy na drzwiach kartkę z napisem „Do wynajęcia”, a właściciele miesiącami czekają na nowych dzierżawców lub zastanawiają się, czy nie obniżyć ceny za wynajem lokalu. Pojawiające się duże sklepy również nie pomagają takim ludziom.
TWS












Napisz komentarz
Komentarze