Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
wtorek, 16 grudnia 2025 04:19
Reklama
Reklama

Korsykańskie opowieści Krasickiego. Rozgrzewka

Kontynuujemy relację Kamila Krasickiego, który powrócił z wyprawy życia w góry Korsyki.
Korsykańskie opowieści Krasickiego. Rozgrzewka
Ostatnia relacja
http://www.igryfino.pl/artykul/Korsykanskie-opowiesci-Krasickiego--Poczatek-gorskiej-wedrowki__6884
 
Gdy już odetchnąłem, przyszedł czas na rozbicie namiotu. Schronisko posiadało sporo miejsc o dość twardym podłożu, otoczonych z jednej strony ścianką kamieni mającą chronić przed wiatrem. W tych kamieniach roiło się od małych jaszczurek, których zresztą na Korsyce, a szczególnie w górach jest cała masa. Po rozbiciu namiotu przyszedł czas na posiłek – na zewnątrz znajdowało się miejsce z kuchenkami gazowymi i osobny budynek z prysznicem i toaletami. Prysznic był wręcz lodowaty, ale uczucie świeżości po takiej kąpieli warte jest zachodu. Do wieczora było jeszcze sporo czasu, a nie było właściwie co robić, więc śladem innych podróżników położyłem się na trawce pod tablicą informacyjną i zdrzemnąłem się. Następnego dnia czekała mnie trochę krótsza droga, ale nogi jak bolały tak bolały, co nie nastrajało mnie optymizmem.
 
Wiatr omal nie zdmuchnął namiotu
Noc w namiocie była ok, dopiero rano zaczęło nieźle wiać. Słychać było już od samego rana jak ludzie zwijają się, ja postanowiłem wyruszyć później. Gdy załatwiłem poranną toaletę i wróciłem do namiotu, zastałem widok oderwanego od ziemi namiotu, który zaraz pokona kamienną ściankę i poleci w dół. Udało mi się go uratować, ale złożenie go przy tak porywistym wietrze było nie lada wyzwaniem.
 
Wolne Brytyjki i Dunka
W południe wyruszyłem, wcześniej napełniając zapasy wody z okolicznego źródełka – nie tylko turyści z niego korzystają, ale każdy kto w górach ma budynek. Wyraźnie widać jak gruby wąż ciągnie się z zabudowań aż do samego źródła. Tak jest nawet w górskich miasteczkach – tam wąż potrafi ciągnąć się nawet kilkaset metrów! Wracając do samej wędrówki – nogi wcale mnie nie bolały, szedłem lekko bez żadnych trudności. Trasa była przepiękna – masa ostrych górskich wierzchołków sięgających chmur (pogoda nie była idealna). Po drodze dogoniłem dwie młode Brytyjki – przynajmniej tak sądziły, choć jedna mówiła tylko po francusku a druga już dwoma językami. Towarzyszyłem im może przez godzinę. Jednak później jedna z nich miała jakiś problem z nogą i powiedziały, że mogę iść dalej nie czekając na nie. Tak też zrobiłem, bo szczerze mówiąc ich tempo było za wolne. Gdy już wszedłem na szczyt góry, na którą zmierzała droga (myśląc, że tam będzie schronisko) okazało się, że trzeba zejść spory kawał drogi w dół do widocznego już schroniska. Tam już rosły drzewa i krzewy, a trasa była pokryta grząskimi kamieniami. Tam spotkałem kolejną osobę – obywatelkę Danii, która kiedyś już pokonała ten szlak ale w odwrotnym kierunku. Jej tempo też było wolniejsze, więc szybko zostawiłem ją w tyle. Schronisko było położone wśród drzew a główny budynek nad przepaścią – ogólnie ładna sceneria.
 
Wspólna kuchnia
W nagrodę za przejście kolejnego odcinka kupiłem sobie puszkę coli – Corsica Cola – tak zwie się lokalna podróbka Coca Coli, która nawet niewiele odbiega smakowo. Z tego powodu, iż dotarłem do schroniska już dość późno, większość miejsc namiotowych była zajęta. Miałem do wyboru dwa – na obrzeżach schroniska, gdzie panoszyły się mrówki (na Korsyce niektóre to istne monstra) lub w nieprzystosowanym miejscu na drodze do toalet. Wybrałem to drugie, a w międzyczasie dotarła tu też wspomniana Dunka, a aż godzinę później Brytyjki. To schronisko jako jedyne miało wspólną kuchnię dla tych co śpią w namiotach i tych co śpią w schronisku (13-14 Euro w zależności od schroniska). A w środku było bardzo ciepło i przyjemnie.
 
Kąpiel w lodowatej wodzie
Gdzieś o 20 położyłem się do namiotu, moje palce po wędrówce nie wyglądały najlepiej – zaczęły się pojawiać odciski, a będzie jeszcze gorzej. Rano tradycyjnie wstałem ostatni, bo nim słońce wzniesie się wyżej, to jest niestety dość zimno na krótki rękaw. Wypiłem ciepłą herbatę i ruszyłem w dalszą drogę. Po drodze minąłem lądowisko dla śmigłowców (jedyny środek transportu dla zaopatrzenia w górskich schroniskach), a już po niecałych 5 minutach ujrzałem zwodzony most, a pod nim przepiękne „jeziorka” o krystalicznie czystej wodzie. Po moście szło się bardzo fajnie, ale korciło mnie by zostać nad wodą i tak też zrobiłem. Spotkałem tam kilku Francuzów, którzy podjechali samochodem do górskiej miejscowości i stamtąd przeszli się łatwiejszym i krótszym szlakiem. Mimo iż nie mówili po angielsku, to jakoś się dogadaliśmy. Pytałem ile odcinków liczy sobie północna część szlaku, bo wiedziałem, że czasu na cały mi nie starczy. Okazało się, że 10 czyli zostało mi jeszcze 8. Ludzie byli bardzo mili, oferowali nawet jedzenie i pozytywnie reagowali na wiadomość skąd pochodzę, nazywając mnie „Polonia”. Jeden z panów zanurzył się w lodowatym zbiorniku wodnym, stwierdzając zabawnie, że to było głupie. W tym upale planowałem zrobić to samo, ale woda była tak zimna, że po zamoczeniu samych stóp czuć ból chyba w żyłach, który mija dopiero po przywyknięciu do temperatury. Zanurzyłem się do pasa i dołączyłem do wspomnianego gościa na skałach. Leżeliśmy tak sobie kilkanaście minut, aż Francuzi musieli się zbierać. Relaksowałem się więc sam, oglądając dzieciaki pluskające się w kolejnym jeziorku w dole pod mostem. Spędziłem tam w sumie 4 godziny i przed powrotem do schroniska postanowiłem wskoczyć do tej wody. Długo mi to zajęło, ale w końcu zebrałem się na odwagę. Woda była tak zimna, że szybko stamtąd wylazłem.
 
Nawet buty wyprane
Wróciwszy do schroniska zobaczyłem, że nie tylko ja postanowiłem zrobić sobie dzień przerwy. Pokonywanie GR20 ma to do siebie, że w schroniskach połowa ludzi to ci, których widzieliśmy w poprzednim, natomiast druga połowa to ludzie pokonujący szlak w odwrotnym kierunku. W schronisku zobaczyłem kilka znajomych twarzy, w tym dwie wspomniane wcześniej Brytyjki. Tym razem namiot rozbiłem w bardziej do tego przeznaczonym miejscu. Obok miałem zawieszony sznurek na pranie, więc wypłukałem wszystkie zużyte ciuchy. W takich warunkach nie trzeba ich nawet prać, jedyne co na nie się dostaje to masa potu i kurzu spod nóg. Po wypłukaniu, wyciśnięciu wody, z którą schodzi kurz i wysuszeniu, są jak nowe. Z butami podobnie - pierwszego dnia były ciemnoszare, natomiast po jednym odcinku już wyglądały jakbym przemierzył w nich setki kilometrów i stały się jasnobrązowe. Je tak samo płukałem pod kranem a nawet wlewałem wodę do środka - buty na Gore-Tex-ie to lubią :D Niestety ubrania i buty nie zdążyły wyschnąć, więc musiałem zostawić je na noc, a ta niestety nie była łagodna, lecz zimna i wietrzna. Cały namiot w nocy powiewał i gibał się na boki, ciężko o spokojny sen w takich warunkach. Niestety rano większość moich rzeczy leżała na ziemi, więc automatycznie stawały się całe zakurzone, co jest trochę przygnębiające. Wiedziałem, że tego dnia muszę dotrzeć do następnego schroniska, a moje przygotowania przebiegały spokojnie, bo w schronisku byłem praktycznie sam – wszyscy wyruszyli rano. Wiedziałem, że w następnym schronisku znajdę zasięg i że to „baza wypadowa” do ruszenia na najwyższy szczyt wyspy – Monte Cinto.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: TeresaTreść komentarza: Dziękujemy Lence Szkolnickiej i Mikołajowi Lisowskiemu za super prowadzenie! A ten kabaret z udziałem nauczycieli był hitem! Pamięć o przeszłości, ale z humorem – tak trzymać!Data dodania komentarza: 16.12.2025, 01:33Źródło komentarza: Mieszkowice świętowały 80 lat! Szkoła im. Mieszka I łączy pokolenia i patrzy w przyszłośćAutor komentarza: mieszkam w NiemczechTreść komentarza: Idealne Wprowadzenie w Święta! Takie wydarzenie to najlepszy sposób, żeby oderwać się od przedświątecznej gonitwy. Zapach korzennych przypraw, radosna wrzawa i wspólne celebrowanie – tego właśnie potrzebujemy, aby poczuć najpiękniejszy okres w roku!Data dodania komentarza: 16.12.2025, 01:31Źródło komentarza: Powrót do korzeni na pochyłym rynku. Jarmark połączył średniowieczną tradycję ze świąteczną magiąAutor komentarza: ale...Treść komentarza: Ale dobrze było spotkać się z dawnymi współpracownikami – dyrektor Sobolewska, Ochęcki, Świerczyńska... To my, nauczyciele, tworzyliśmy te 80 lat. Wzruszyłam się...Data dodania komentarza: 16.12.2025, 01:15Źródło komentarza: Mieszkowice świętowały 80 lat! Szkoła im. Mieszka I łączy pokolenia i patrzy w przyszłośćAutor komentarza: za dużoTreść komentarza: Aż dwa pożary śmietników w Gryfinie w ciągu jednego dnia to chyba za dużo. Może czas na lepsze, zamykane wiaty i edukację sąsiadów? No i te dwa drzewa na drodze... to też znak, że zarządcy dróg powinni zadbać o przycinkę w pasie drogowym, zanim dojdzie do tragedii!Data dodania komentarza: 16.12.2025, 01:12Źródło komentarza: Tydzień pod znakiem akcji. Straż pożarna podsumowuje zdarzenia
ReklamaMrówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama