Noc miłości, magii, czarów i nadziei na znalezienie kwiatu paproci, którego nikt po dziś dzień nie znalazł, jako że kwiatu jednej nocy strzegą czarownice i diabły. Mimo że pogańskie tradycje, często starsze niż dzieje Polski, były zaciekle zwalczane przez chrześcijaństwo, to przetrwały do dziś. Kościół starał się przerobić tę tradycję na katolicką, czyli noc św. Jana, ale różnie z tym bywało.
W sobótkowe popołudnie przed Biblioteką Publiczną w Gryfinie zebrało się niewielu mieszkańców. Był jednak wóz konny z „Wełtyniankami”, prof. Bogdan Matławski snujący opowieść jak to drzewiej bywało, a Janusz Janiszewski przypominający, że na bibliotecznych regałach można znaleźć dzieła Kraszewskiego.
W wiankach na głowach niewielki korowód, niemal mijając się z kościelną procesją, pomaszerował nad wodę, żeby wianki wrzucić w nurt rzeki. Początkowo smętne spotkanie powoli się rozkręcało. Dziewczyny Elizy Hołubowskiej tańczyły, „Wełtynianki” przy wtórze akordeonu śpiewały, kiełbaski na kijach się smażyły i żeby tak pogaństwem nie „trąciło”, wiersz o św. Franciszku przeczytano. A granie bębnów daleko po Odrze się niosło.
Powoli zapadał zmierzch. Nawet dziś, w erze komputerów, ta noc ma w sobie dziwny urok i bardzo się dziwię, że tak mało osób uczestniczyło w tej imprezie. Zabrakło młodzieży i zespołów, zabrakło większego śpiewania. Szkoda, to piękna tradycja, a przecież kwiat paproci czeka.
Wszyscy, którzy uczestniczyli w świętojańskiej nocy bardzo dziękują tym, którzy ją zorganizowali i tym, którzy nie pozwalają zaginąć tradycjom: Sylwii Mencel, Stanisławowi Suzynowiczowi, Bogdanowi Matławskiemu, Elizie Hołubowskiej, Januszowi Janiszewskiemu, Wełtyniankom.
TWS








Napisz komentarz
Komentarze