Miniaturowy świat w skali 1:10 udostępniony mógł być jednak zwiedzającym tylko jednego dnia w godzinach od 17 do 19. Szkoda więc, że czas trwania wystawy był krótszy od czasu jej przygotowania. Taka decyzja była jednak niezależna od autorki.
Wielu gryfinian miało już okazje podziwiać wykonane przez Urszulę Kwietniewską-Łacny malutkie arcydzieła. Za każdym razem dochodzi jednak coś nowego. I tak do klasy w „Jedynce” doszła kuchnia z lat pięćdziesiątych. Pojawił się też salon francuskiej damy, pokój w rodzinnym domu i zakład szewski znajdujący się w nie tak odległym czasie przy ul. Piastów w Gryfinie.
Zakład szewski w miniaturze ze wzruszeniem podziwiała Kazimiera Linter, córka szewca Dęgi. Wszystko było jak dawniej. Najprawdziwsze.
Podziwiać można też było fortepianowe cudeńko, przy którym mogłaby usiąść tylko Calineczka, bo nawet najmniejszy krasnoludek nie zmieściłby się na żadnym krzesełku.
Pani Ula - jak jej miniatury - nieduża. Natomiast jej pasja, ogromna cierpliwość i przedziwny minimalistyczny talent budzi podziw i zdumienie.
– Fortepian robiłam dwa miesiące. Mogłabym go wykonać w o wiele krótszym czasie. Bywa jednak tak, że zaczynam i robię przerwę. Potem powracam do zaczętego „dzieła”, a czasem siedząc w swoim pokoju, pełnym tych malusieńkich przedmiotów, zapominam o całym świecie. Jedną rzecz robi się jednym ciągiem, inną z przerwami - opowiada Urszula Kwitniewska-Łacny.
Na wystawie miniatur pojawiło się sporo osób, wśród których byli też znani gryfinianie. Malutki, a jednak bardzo realny, jeszcze tak niedawny świat budzi wzruszenia, wywołuje uśmiech. No bo jak się nie uśmiechnąć na widok pralki „frani” czy szkolnej ławki z zielonym blatem? Jeżeli będziecie Państwo kiedykolwiek mieli możliwość obejrzenia świata, który już odszedł, zróbcie to na pewno.
TWS



































Napisz komentarz
Komentarze