Rok temu życie zmieniło się nam o 180 stopni, gdy przyszedł na świat nasz syn Aleksander. Niestety będąc jeszcze w ciąży dowiedzieliśmy się o wrodzonej wadzie serca dziecka. Wada jest bardzo skomplikowana, ale jednym słowem mówiąc nasz synek żyje z jedną komorą serduszka. Jest już po dwóch operacjach ratujących życie. Dzięki specjalistom możemy być razem tu i teraz. Nasz synek potrzebuje brać leki, bez których nie mógłby funkcjonować. Musi również uczęszczać na rehabilitację, często korzystać z lekarzy specjalistów. A wszystko niestety kosztuje.
Jednak dawaliśmy radę. Narzeczony pracował i na wszystko nam starczyło. Aż tu wielki szok i niedowierzanie. Mój stan z dnia na dzień się pogorszył. Wizyty u lekarzy prywatnie i na NFZ, diagnoza na początku: zespół jelita drażliwego. Stan się nie poprawiał, wręcz było jeszcze gorzej. Druga diagnoza postawiona - przepuklina. Ok, jakoś to przyjęliśmy.
W pewnym momencie brzuch urósł do rozmiaru ciąży w 5 miesiącu, szybko USG brzucha, diagnoza: torbiel na jajniku o wymiarach 6cm x 8cm. Szybko skierowanie do szpitala. A tam? Nowotwór, wycinamy całą macicę! Świat się zawalił! Nowotwór?! Ja w wieku 26 lat mam raka? Już nie będę mogła mieć dzieci? Musieliśmy się oswoić z tą diagnozą.
Przyszedł dzień operacji. Strach ogromny, lecz szłam z myślą że się obudzę i będzie teraz tylko lepiej. Pojechałam o godz. 8, wróciłam o 12. O 16 przyszedł lekarz i mówi: „Wycięliśmy tylko jajnik, macica została na miejscu. To nie wszystko. Ma Pani guza na żołądku, pobraliśmy próbki do badań”.
Teraz wiem, skąd były częste wymioty…
O godz. 18 przyszła pielęgniarka i mówi że będę wstawać z łóżka. Byłam zadowolona, więc z pomocą pielęgniarki wstaję. A tu co?! Krew leci jak szalona z drenu! Szybko lekarza wezwała, litr krwi stracony i znowu na blok, bo się okazało, że dostałam krwotoku wewnętrznego.
Po szczegółowych badaniach zapadła ostateczna diagnoza: guz na żołądku jest nowotworem złośliwym! A na jajniku… był przerzut!
Świat nam się zawalił. Ciężko jest cieszyć się życiem, gdy masz świadomość, że coś złego w Tobie mieszka. Narzeczony musiał zrezygnować z pracy, bo ktoś musi się zajmować rocznym dzieckiem i oczywiście mną. Jestem zmęczona tym wszystkim. Ból kręgosłupa straszny, jestem na silnych lekach przeciwbólowych.
Niedługo zaczynam chemioterapię, gdzie dojdą kolejne koszty.
Ważę już 43 kg. A co będzie po chemii?
Prosimy Was o każdą złotówkę, prosimy o pomoc w walce z tym świństwem.
Pomóc rodzinie można tutaj:
Serdecznie prosimy też o pomoc w zebraniu funduszy na dalsze leczenie małego Aleksandra.
Pomoc finansową prosimy kierować na konto:
Fundacja Serce Dziecka im. Diny Radziwiłłowej
ul. Dereniowa 2 lok. 6, 02-776 Warszawa
Nr konta na wpłaty złotowe PL 17 1160 2202 0000 0000 8297 2843
Nr konta na wpłaty w EUR PL 09 1160 2202 0000 0001 2152 1272 SWIFT BIGBPLPW
koniecznie z dopiskiem: ZC 8631 Aleksander Polak
Napisz komentarz
Komentarze