Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
wtorek, 16 grudnia 2025 19:21
Reklama
Reklama
Reklama

Pogaduszki z pasjonatem

Nasze miasto może pochwalić się wieloma interesującymi ludźmi. Wystarczy się tylko rozejrzeć. Malarze, poeci, muzycy. Wśród nich są prawdziwi pasjonaci. I bardzo dobrze, że są, bo dzięki nim mamy np. „Włóczykija”, teatr Uhuru, „spotkania z poezją” czy ostatnio koncerty organowe. Pasje bywają jednak różne. Ostatnio urzekł nas Leszek Kowalski swoją miłością do antyków. I to nie byle jakich, tylko samochodowo- motocyklowych. I to właśnie dzięki tej nietypowej pasji gryfinianie mogli w sobotę, 22 czerwca obejrzeć około trzydziestu zabytkowych samochodów i motocykli.
 Wydarzenie? Na pewno tak.  Było na co popatrzeć. Lśniący mercedes z 1953 roku, bmw 327 cabrio  i bliski sercu nasz maluch. Wśród motorów trudno było nie zauważyć MZTK 350 z 1957 roku czy  naszej „gazeli”, z którą wiąże się sentymentalna historyjka związana z panem Leszkiem. Ale o tym za chwilę.  
 
O spełnionym marzeniu
O mężczyznach często się mówi, że są wiecznymi chłopcami, a szczególnie wtedy, gdy dotyczy to spraw motoryzacyjnych. Panowie na widok supersamochodu zapominają o bożym świecie. Ta fascynacja nie tyle czteroma, co dwoma kółkami, zaczęła się u pana Leszka bardzo wcześnie.
-Kusiły i kusiły te kółka. Taka prawdziwa przygoda z owymi  kółkami rozpoczęła się w momencie, kiedy mając szesnaście lat, a w kieszeni nowiutkie, zdane eksternistycznie prawo jazdy, wybrałem się swoim  WSKA-125 z Podjuch do Otwocka. Jadąc przez Warszawę wzbudzałem podziw i zdumienie.  Prawie dzieciak, a przejechał taki kawałek drogi, o czym informowała przyczepiona do motocykla plakietka z napisem Szczecin. Marzyła mi się wtedy „gazela”. Niestety jej cena przekraczała  finansowe możliwości rodziców.  W moje ręce „gazela” wpadła zupełnie przypadkowo parę lat później. To ta sama, z którą Józek Podfigurny pojawił się na parkingu przed UMiG w sobotę. Ponieważ marzenie o tym motocyklu mnie nie opuszczało, więc gdy się dowiedziałem, że w rodzinnej komórce u Józka jest jakaś „gazela”, pognałem natychmiast. No i była! Tyle, że w kawałkach i to niecałych. Ileż to było satysfakcji, kiedy udało mi się złożyć  ją z tych skrawków! Była tak odnowiona, że niedługo potem pierwszy właściciel ją odkupił - opowiada pan Leszek.
 
Czas nie stoi w miejscu
 Czas jednak nie stoi w miejscu. W pewnym okresie życia trzeba było marzenia zawiesić na kołku. Rodzina, praca, trójka dzieci, z których pan Kowalski jest bardzo dumny. No i wreszcie wnuk, który stał się bodźcem do realizacji dawnych marzeń . W garażu pana Leszka zaczęło się pojawiać się coraz więcej potrzebujących „leczenia” motocykli. Obecnie na naprawę czeka ich piętnastka. A ileż to satysfakcji z każdego doprowadzonego do użytku pojazdu!
–Ratując te „starocie”, kursuję między domem i garażem. Całe szczęście, że żona połknęła  motocyklowego bakcyla – z uśmiechem dodaje pan Leszek.
 
Motor- weteran i bazar
  A co to takiego? Bazary znajdują się w kilku miastach, m.in. w Warszawie, Poznaniu, Łodzi,  Wrocławiu. Jest to wielkie targowisko przeróżnych samochodów, motocykli  i brakujących do nich   części. Jaka to radość, gdy się znajdzie np. brakującą ramę czy reflektor, który akurat jest nam potrzebny! Bazar to również świetna okazja do spotkań, dyskusji i wymiany doświadczeń. Ileż tam werwy w tych wszystkich debatach, radach i poradach! Ileż tam pomysłów się rodzi, a ile zapału w tym wszystkim! Wspólne zainteresowania pomagają człowiekowi radośniej żyć. Nieważne ile ma się lat. Wspólne zamiłowania łączą ludzi.
-Naprawdę, warto rozwijać swoje pasje i zainteresowania. One nie tylko łączą, również wzbogacają, pogłębiają wiedzę. Sam zacząłem uczyć się angielskiego, żeby móc dogadać się z kolegami. To naprawdę odejmuje lat, zmusza do aktywności, do poszukiwań  – wyznaje pan Leszek.
 
Rajdowe zmagania
Rajdy to osobna bajka i ogromna frajda. Polski rajd zwany Miedwiańskim odbywa się każdego roku na początku czerwca i ma charakter międzynarodowy. Koordynatorem tego rajdu jest pomysłodawca  Andrzej Nocen. Rajdy to nie tylko zabawa. To wytyczona trasa, którą trzeba pokonać, to zadania, za które kierowcy otrzymują punkty, a za punkty - jak za każdą wygraną - zwycięzcy dostają puchary.  Sądząc po ilości pucharów, które znajdują się na półce w pokoju pana Leszka, radził sobie zupełnie nieźle. Rajdy to okazja do pochwalenia się swoim samochodem czy motocyklem. Są zadbane, nic więc dziwnego, że właściciele tych ślicznych, zabytkowych „zabawek” są z nich dumni i strzegą ich jak oka w głowie. Samochodowa pasja do najtańszych na pewno nie należy, ale cóż się nie robi dla swoich miłości.
 
Pokaz w Gryfinie
-Myśl o tym, żeby pokazać zabytkowe samochody w Gryfinie chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu. Kiedyś zupełnie przypadkowo, będąc w Krackow w muzeum starych samochodów, spotkałem Eddiego Geigiera. Od słowa do słowa i zaprzyjaźniliśmy się. Potem były wspólne spotkania, uczestnictwa w rajdach. Tym sposobem organizowany przez Eddiego rajd „wstąpił” do Gryfina. Może  wpisze się w kalendarz gryfińskich imprez? – zastanawia się z nadzieją w głosie pan Leszek Kowalski.
 
Gryfinianie całymi rodzinami przyszli podziwiać stare pojazdy. Samochodowa impreza chwyciła. Pan Leszek jest wspaniałym gawędziarzem i o „osach”, „gazelach”, bmw, awo simsonach może opowiadać godzinami. Tak wygląda proszę Państwa miłość połączona z pasją.
TWS

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama