Przejdź do głównych treściPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 15 grudnia 2025 11:13
Reklama
Reklama

Matka Polka feministka

A gdybyście pewnego dnia dowiedzieli się, że nie macie szans na naturalne poczęcie? A gdybyście musieli zawalczyć o życie własnego dziecka? A gdybyście musieli nagle sami wychować trójkę dzieci…
Matka Polka feministka

-Myślę, że jest wielu ojców, którzy robią fantastyczną robotę. Pokazują mądre, cierpliwe i zaangażowane rodzicielstwo. Ja poznałam wielu takich mężczyzn. Najczęściej są to panowie, którzy uczyli się tego na swoim przykładzie, razem z żonami, partnerkami. Bo nasi ojcowie wychowywani byli w zupełnie innych czasach i inaczej postrzegali swoją rolę w rodzinie. Byli często ojcami pracującymi, nie chcę generalizować, ale myślę, że gdyby dokładnie to zbadać, okazałoby się, że więcej panów przyjmowało w rodzinie taką rolę. Skąd więc dzisiejsi ojcowie mieli brać wiedzę o rodzicach zaangażowanych, dbających o bliską więź z dzieckiem? Nawet bardzo małym. Ale – co było dla mnie świetnym doświadczeniem – znam wielu zaangażowanych tatów także z tego starszego pokolenia. I tacy pojawiali się w audycji. Ojcowie, dziadkowie, a nawet pradziadkowie. Jeden z nich wychowywał swojego prawnuka, gdy wnuczka była w pracy. Po tej rozmowie dostałam sporo listów, wspomnień wnuków z podobnym doświadczeniem. I właśnie zauważam, jak do tego grona dziś dołączają kolejni panowie.

 

-Spośród setek godzin audycji, wielu spotkań, opisała Pani historie 18 rodzin. Czym się Pani kierowała przy wyborze swoich rozmówców?

-Oczywiście w pierwszej kolejności kierowałam się intuicją. Szukałam historii, które mogą „pomóc”, podpowiedzieć, wskazać drogę. Z ich bohaterami można się utożsamiać. Gwarantuję, każdy znajdzie fragmenty, które zna ze swojego doświadczenia. Już teraz dostaję mnóstwo znaków, że to są opowieści znane, podobne mechanizmy. Ot choćby opowieść o tym, jak mama nie mogła się pogodzić z tym, że nie udało się córeczki karmić naturalnie. Znam dziesiątki takich historii z bardzo bliskiego otoczenia. Albo o samodzielnym rodzicielstwie, albo o tym, co z własnego dzieciństwa wnosimy do związku i relacji z dzieckiem. To reportaże, łatwo znaleźć te punkty wspólne. Nie daję rad – to chcę podkreślić – nie oceniam bohaterów, absolutnie, pokazuję, jak oni sobie poradzili, co oni zrobili. No, nawet nie tyle pokazuję, co oni o tym opowiadają.

 

-Niektóre z rozmów, które Pani przeprowadziła, były bardzo trudne i angażujące, nierzadko bolesne dla Pani rozmówców. Jak Pani sobie radzi z bagażem emocjonalnym, który niosą takie rozmowy?

-Z perspektywy czasu myślę, że jest we mnie tyle wdzięczności, że rozmówcy „darują” mi swoje historie, intymność, że ta wdzięczność mnie niesie. Często po publikacji jeszcze dopytuję o odczucia rodzica, czy tak to chciał przekazać, czy czuje się dobrze z tym, że rozmowa wybrzmiała, że siebie usłyszał. Bo opowiedzenie historii to jedno, wsłuchanie się w swój głos to dużo większe wyzwanie. Na szczęście inni słuchacze zawsze doceniali szczerość, dzwonili do radia, a dziś publikują swoje komentarze na stronie internetowej. I to w 99 procentach są pozytywne i wspierające słowa. To bardzo dużo daje. I bohaterom i mnie. No a poza tym sama te historie naturalnie „przerabiam”, rozmawiając z bliskimi. Gdy mam wątpliwości, pytam. Wracam do domu i opowiadam. Gdy jest we mnie strach, mocno do pionu stawia mnie przyjaciółka. Sama też mam prywatną, małą grupę wsparcia.




Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
ReklamaMrówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama