Dzieje mówią, że było więcej osób o tym imieniu i tak naprawdę nie wiadomo, o którego Walentego chodzi. Nie wiadomo również, jak został wykreowany na patrona zakochanych. Wersji jest kilka, ale w tych trudnych dla świata katolickiego czasach rządzonych przez cesarza Klaudiusza II zakazującego dawania młodym ślubu, biskup Walenty wyłamał się z tego zakazu, stając się sprzymierzeńcem zakochanych.
Walentynkowe święto pojawiło się w renesansowej Anglii i Stanach Zjednoczonych w czternastym wieku za sprawą filozofa i dyplomaty Geoffreya Chaucera oraz księcia Orleanu. Potem walentynki „ruszyły” w świat, nie omijając naszego kraju. W początkowym momencie nowy zwyczaj walentynkowy nie zachwycił naszych rodaków. Uważali, że jest to kolejny kicz przybyły z Zachodu. Jednak z biegiem czasu Polacy przekonali się do nowego święta.
Okazało się, że dzień zakochanych to miła odskocznia od prozy życia. Jest okazją do wyrażania uczuć, sprawiania radości, wręczania kwiatów i drobnych upominków, wywoływania uśmiechu.
I nieważne czy przed wiekami św. Walenty był jeden, czy dwóch. Ważna jest pozostała po nim spuścizna. Dziś walentynki zadomowiły się na dobre, szczególnie w trwającym pandemicznym czasie, w którym każde spotkanie cieszy.
W kwiaciarniach ruch tego dnia nieco większy. Paweł, Piotr, Rafał… Róże i tulipany dla żony, dla dziewczyny. Pan Jarek kupuje żonie kwiaty często i bez okazji. Wszyscy kupujący zgodnie uważają, że walentynki to bardzo miły akcent w codzienności.
TWS















Napisz komentarz
Komentarze