– To prawda, rozchodzimy się w różne strony, zabierając ze sobą wpleciony we wspomnienia szkolny czas. A ten nie stoi w miejscu. Mijają lata, przychodzą kolejne rocznice i zmienia się nasze życie. Sobotni jubileusz siedemdziesięciolecia istnienia naszego liceum w Gryfinie był ogromnym wzruszeniem i przeżyciem nie tylko dla mnie. Jakby nagle powrócił dawny czas, tylko trochę w zmienionej, innej rzeczywistości. Nagle znowu razem. Czuliśmy radość ze spotkania. Dyrektor nie wydawał się już nie taki groźny. I ten dawny, niezmieniony uśmiech pani profesor. Szkoła - ten sam korytarz, te same klasy, tylko odnowione. Inne ławki. Nie ma tradycyjnej katedry, ale tablica nadal jest. Tu uczyła nas języka rosyjskiego pani profesor Kazimiera Stępińska - najukochańsza pani, wspaniały człowiek i nauczyciel – wspomina Janina Nikitińska.
-Wracają nazwiska jak bumerang. Pani Jolanta Chomińska (której już tylko duch unosi się po korytarzach) trzymała „dryl”, ale nie zostawiła w potrzebie. Profesorowie Sikora, Stankowski… Pani Alicja Augustyniak uczyła geografii. Jej pasją były różnego rodzaju skały i minerały. W obawie przed możliwością ich nierozpoznania, nie zdawałam na maturze geografii. Dziś żałuję.
Jak zmieścić taki nawał wspomnień w kilku zdaniach? Nie można pominąć pana Alchimowicza od gimnastyki. Dzięki niemu tak polubiłam sport, a wszystko zaczęło się od pchnięcia kulą. Trudno nie wspomnieć o latach spędzonych w internacie. Prawie wojskowy porządek, brak łazienek, korzystanie z miejskiej łaźni. Nigdy nie zapomnę wychowawców: Waluda, Krystyna Szurko, Rozmyślak. Umknęły gdzieś imiona, ale te osoby żyją w mojej pamięci. Wreszcie matura i w drogę – opowiada nie bez wzruszenia Janina Nikitińska.
Do wspomnień pani Niny przyłącza się Wiesława Wachowiak, którą w tej samej szkole, tylko „wieczorową porą” uczyli ci sami profesorowie. Nie było łatwo. Praca, dom i dzieci. Ale dawała radę.
-„Chemika”, jak się popularnie określało prof. Stępińskiego, bardzo lubiłam, no i przedmiot lubiłam. Bardzo milo wspominam też panią od rosyjskiego - Kazimierę Stępińską. Pan Woźniak również dał się lubić. Często pomagał. Pamiętam też pana Sochaja. Wszyscy, zarówno dorośli jak i uczniowie bardzo szanowali swoich nauczycieli - opowiada Wiesława Wachowiak.
- To były zupełnie inne czasy, inna była również młodzież - do wspomnień powraca pani Nikitińska. - Byliśmy skromni. Nikomu do głowy nie przyszłoby umalować się. W szkole obowiązywał fartuch granatowy lub czarny z białym kołnierzykiem, tarcza. Czy zazdrościmy dzisiaj młodzieży? Nie. Byliśmy inni i było i inaczej. Dzisiaj często brak szacunku, jaki my okazywaliśmy naszym pedagogom. Wszyscy wstawaliśmy, jak nauczyciel wchodził do klasy. Dziś różnie z tym to bywa, a przecież pedagogom zawdzięczamy tak wiele – podkreśla Janina Nikitińska.
TWS








Napisz komentarz
Komentarze