-Strażnik poprosił o mój dowód i zaświadczenie o szczepieniu zwierzęcia. Niezbyt chętnie słuchał wyjaśnień, że sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Owszem, pies był na spacerze, ale mąż prowadził go na długiej, automatycznej, cienkiej smyczy, której pani z odległości ok. 50 metrów nie mogła widzieć. Ani mąż, ani pies do owej osoby się nie zbliżył. Gdyby pies był bez smyczy, najprawdopodobniej natychmiast popędziłby do psa owej kobiety. Zastanawiam się, kto pokrywa w tego typu przypadku koszty przejazdu tam i z powrotem ok. 24 kilometrów? – pyta nasza czytelniczka.
– Straż Miejska ma obowiązek przyjąć i odnieść się do każdego zgłoszenia. Ponieważ pies nikogo nie pogryzł, nie było potrzeby natychmiastowego udania się na interwencję. Nie wysyłaliśmy również specjalnie samochodu w związku z porannym zgłoszeniem. Do owej wioski zajechaliśmy niejako po drodze, patrolując okolicę. Z obowiązku zawsze sprawdzamy świadectwa szczepienia psów – wyjaśnia komendant Straży Miejskiej Roman Rataj.
TWS







Napisz komentarz
Komentarze