- W Gryfinie mam dom i rodzinę, a w Anglii mieszkanie i pracę – mówi Daniel Guz.
Jak to się stało, że zaczął pomagać?
-Często w nawale zwykłych, codziennych spraw nie zwracamy zbytniej uwagi na to, że świat nie zawsze jest kolorowy i że obok nas są ludzie chorzy, niepełnosprawni, potrzebujący pomocy. Dopiero gdy pewnego dnia choroba dotknęła moją rodzinę zrozumiałem, że świat ma jeszcze odcienie szarości. Wtedy pomyślałem: rusz się człowieku! Jesteś potrzebny! Imprezy charytatywne nie są obce społeczeństwu angielskiemu, więc zacząłem od organizowania Dnia Dziecka, a następnie Dni Polskich. Potrzebni są również sponsorzy, pozwolenia, certyfikaty, ale cały trud się opłaca, bo przyniesione „fanty” lub pieniądze trafiają do potrzebujących. Wiadomość o chorobie Maksa, która do nas dotarła, poruszyła nie tylko mnie, ale również mieszkańców i władze miasteczka, w którym mieszkam. Anglicy interesują si ę Polakami. Informacja o istnieniu gryfińskiego stowarzyszenia, które wspiera i pomaga potrzebującym, wzbudziło ich zainteresowanie i szacunek. Na ile się dało, na tyle zorganizowałem konieczną pomoc. Udało się – opowiada Daniel Guz.
–Pomoc finansowa zorganizowana przez Daniela okazała się bardzo ale to bardzo pomocna, dlatego wraz ze swoimi wolontariuszami oraz rodziną chorego Maksa pragniemy wyrazić swoją wdzięczność Danielowi Guzowi. Jest takie słowo znane we wszystkich językach świata, a brzmi ono „dziękuję”. Bardzo dziękujemy – mówi przewodnicząca Stowarzyszenia „Jestem i Pomagam” Ewa Chludzińska-Lewczuk, która od pierwszych dni po dowiedzeniu się o ostrej białaczce szpikowej Maksa, starała się zorganizować jak najdalej idącą pomoc.
Pracę Daniela na rzecz potrzebujących docenia społeczność angielskiego miasteczka, czego dowodem jest list gratulacyjny otrzymany od angielskiego parlamentarzysty. Pomoc dla chłopca z Żabnicy trwa. Wszystkie dobre myśli płynące od świata są dla niego ogromnym wsparciem w ciągle trwającej walce z chorobą.
TWS
















Napisz komentarz
Komentarze